Moja lista blogów


niedziela, 8 lipca 2012

Chapter 4.




And so, won’t you save me now 
Save me now...


     Chris siedział z posępną miną na marmurowych schodach przed swoim domem. Patrzył na kamienistą drogę wyczekując, kiedy zjawi się jego najlepszy przyjaciel Liam. Musiał mu coś wyjaśnić, musiał go prosić o dalsze milczenie. Z niecierpliwieniem spojrzał na zegarek. Spóźnia się. Może nie przyjdzie. Usłyszał, że otwierają się drzwi, a po chwili obok niego usiadła dziesięcioletnia Ellie, jego ukochana siostrzyczka.
     Dzieci są mądrzejsze, niż nam się wydaje. I wiedzą o wiele więcej, nawet jeśli je okłamujemy w dobre imię. Ellie była inteligentną dziewczynką  i nie widziała świata poza swoim starszym bratem. Patrzyła na niego swoimi wielkimi niebieskimi oczami, które dawały mu wiele nadziei. Nadziei, że podoła, że wytrzyma… Czuł wsparcie tej małej istotki za każdym razem, gdy na nią patrzył.
     - Chris, ja wiem… że coś się u ciebie złego dzieje. – powiedziała w końcu biorąc jego dużą rękę i chowając w niej swoją drobną i kruchą rączkę – Możesz mi powiedzieć, jeśli chcesz. Jak mi jest źle to zawsze do ciebie idę. I mi pomagasz. Ja też ci pomogę.
    Jej zatroskany głos sprawił, że Chris stał się malutki. W jego oczach malował się niezwykły smutek. Uścisnął rękę małej i pocałował ją w małą główkę blond loków.
     - Pomagasz mi Ellie cały czas. – uśmiechnął się chowając swój smutek i łzy, które cisnęły mu się do oczu – Nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomagasz.
     - Nie możesz mi powiedzieć, co się stało? – odwrócił wzrok. Nie lubił kłamać, ale lepiej żeby nie wiedziała o jego problemach.
     - Przykro mi, ale nie. Z resztą to nic takiego. Nie zaprzątaj sobie tym główki. – uśmiechnął się i mocno ją do siebie przytulił i zaczął łaskotać. W powietrzu uniósł się jej radosny i anielski śmiech, który tak bardzo uwielbiał.
    - Widzę, że przeszkadzam… - powiedział poważnym głosem Liam. – Cześć, Ellie.
    Chris skarcił go wzrokiem za te słowa, które tak dobitnie przypomniały mu wieczór u Flor. Ellie uśmiechnęła się i pobiegła do domu. Liam zajął miejsce, w którym przed chwilą siedziała dziewczynka.
    - Liam… Chciałbym cię prosić o to, abyś dalej milczał… Proszę. – spojrzał na niego porozumiewawczo – Nie chcę, aby ona wiedziała, rozumiesz? Nie może wiedzieć.
    - Jesteś egoistą, wiesz?! – wykrzyknął zbyt głośno chłopak – Co ty sobie myślisz?! Że będziesz żył razem z nią, że weźmiecie ślub… a ona o niczym nie będzie wiedziała? Przecież się domyśli…
    - Nie domyśl się… - powiedział z niepewnością. – Chcę z nią wziąć ślub, rozumiesz? To jest moje jedyne marzenie na ten czas, jedyne.
    - Aha. – warknął – Zranisz ją! Człowieku… Będzie ci miała za złe, że jej nie powiedziałeś! Zachowujesz się przy niej tak beztrosko, jakbyś zapominał o tym… Ona by cię wspierała. Przecież wiesz, że to głównie dzięki niej z tego wyszedłem. Tobie też się uda.
    - Nie uda mi się! Nie uda… - powiedział zrezygnowany – Nie wiem, ile czasu mi zostało…
    - Nikt nie wie, ile czasu nam zostało. Nikt. Jesteś kretynem.
    - Mam zniknąć z jej życia? Tak? – warknął wściekły
    - Nie… Nie wiem, Chris. – powiedział już opanowany Liam, dało się słyszeć ból w jego głosie – Przepraszam, nie powinienem tak na ciebie naskoczyć. Wiem, że ci ciężko. Mi też jest ciężko, bo nie chce cię stracić…
    - Wiem, Liam… Wiem… Ale co ja mogę zrobić, no co… - popatrzył na niego z nadzieją, jakby szukał w jego twarzy odpowiedzi.
    - Walczyć. Dla ciebie i dla Flor. – powiedział i poklepał go po ramieniu. 
    - Masz rację Liam, we wszystkim... Muszę walczyć, ale nie wiem, czy nie lepiej by było gdybym ją zostawił. Mniej by cierpiała.
    - To twoja decyzja, ja ci niczego nie zarzucam. Postaram się zaakceptować twoje wybory i przepraszam za moje zachowanie. - kopnął niewielki kamień, który upadł na zielono blady trawnik. 

     Florence popatrzyła zagadkowo na Chrisa. Była zmęczona, ponieważ cały dzień spędziła na projektowaniu z Bartonem, a teraz jeszcze jej narzeczony wymyślił jakąś zabawę. Miała ochotę na gorącą kąpiel i na dobrą książkę. Dzisiaj potrzebowała być sama.
     Stali pod wielkim dębem przed domem Chrisa. Chłopak tylko na nią patrzył. W końcu wziął ją za rękę i otworzył drzwi swojego czarnego BMW nic nie mówiąc.
     - Dokąd jedziemy? A z resztą nieważne. I tak mi nie powiesz. – powiedziała i ujrzała uśmiech na jego twarzy. Humor od razu jej się poprawił. To musiała być niezwykła niespodzianka, skoro on tak do tego podchodził.
     W radiu leciały piosenki z lat osiemdziesiątych. Oboje sobie nucili pod nosem ulubione wersy piosenek. Florence w pewnym momencie, kiedy usłyszała okropny fałsz Chrisa roześmiała się radośnie. Całe zmęczenie i stres dnia dzisiejszego gdzieś zniknął, odszedł sobie tak, jak wczorajszy wiatr i deszcz. Jechali już dobre pół godziny. W końcu Chris zatrzymał samochód i pomógł Florence wysiąść, zabrał jeszcze coś z bagażnika i włożył do kieszeni spodni. Uśmiechnął się zagadkowo i pociągnął Florence za rękę. Nie wiedziała, gdzie są. Dookoła panowała pustka, nie było tu żadnych ludzi. Tylko drzewa, dużo zielonych drzew i gdzieś słyszała wodospad. Była zauroczona prostotą tego miejsca. Po lewej stronie zauważyła jakąś nieznajomą dróżkę. Dokładnie w tym momencie Chris ruszył przodem. Podziwiała śpiew ptaków, wysokość drzew. Coraz bardziej słyszała odgłos spadającej wody. Kilka razy potknęła się o wystające konary oraz kamienie. W końcu dotarli na miejsce.
     Oczom Florence ukazał się niewielki mostek, był stary, pewnie dawno zapominany, o czym świadczyły odrapane odłamki farby. Jednak zachwycał swoją prostotą, tajemniczością. Dopiero po chwili zobaczyła niewielki wodospad, który delikatnie bez pośpiechu spływał do małej rzeczki. Po lewej stronie znajdowała się polana, a na niej mnóstwo kolorowych kwiatów. Dziewczyna zaniemówiła z wrażenia. Miejsce było piękne. Czuła, że jest w raju. Miała ochotę tutaj zostać i nigdy nie odchodzić. 
    - Chris… tu jest niesamowicie. – szepnęła, aby nie zburzyć tego idealnego nastroju.
    - Chodź. – poprowadził ją na mostek i wyciągnął z kieszeni kłódkę. Wzięła ją do ręki i przeczytała napis.
    - Florence & Christopher. Love’s to blame. (tłumaczenie: Miłość jest winna) 12.12.2009 r. – dobrze wiedziała, co to jest. Ucieszyła się. Zawsze marzyło jej się coś takiego.
     Niewielka kłódka idealnie leżała w jej delikatnej dłoni. Długo gładziła ją i oglądała z każdej strony. Kłódka była dla obojga znakiem wiecznej miłości. Miłości aż do śmierci. 
    - To jest NASZA kłódka miłości, wiesz? Kocham cię Florence mimo wszystko i po mimo wszystko. Cokolwiek się zdarzy pamiętaj, że jesteś już ze mną na zawsze. Moje serce należy tylko do ciebie. A twoje do mnie. Już nikt nie zastąpi naszych miejsc. Obiecaj, że zawsze będziesz mnie kochać. Cokolwiek się stanie, cokolwiek zrobię… obiecaj mi to. – jej głos drżał, a w oczach zabłysnęły kryształowe łzy.
   - Co się dzieje? Chris? – zaniepokoiła się.
   - Po prostu zapnij tą kłódkę na most i powiedz, że zawsze będziesz mnie kochać. I wyrzuć kluczyk do wody. Bo ja zawsze będę cię kochać… Zawsze… Nawet, kiedy umrę. – ostatnie słowa wypowiedział szeptem.
    Florence przytuliła go i pocałowała. Co on wygadywał? Uśmiechnęła się i zapięła kłódkę, po czym wyrzuciła kluczyk do wody.
    - Kocham cię Chris, już na zawsze. – popatrzyła na niego zagadkowo. – Nie martw się, ja jestem z tobą, zostanę z tobą.
     „Nie możesz mnie ocalić, Florence…” pomyślał uśmiechając się radośnie. Pod powłoką fałszywego uśmiechu malował się nieskończony smutek, żałość i ból…
     Jej słowa wypełniły ciszę wokół nich, a potem jego serce. Nawet kiedy stamtąd poszli te słowa wciąż tkwiły w powietrzu, zawieszone na niewidzialnych nitkach miłości, które spływały z błękitnego nieba.

"Don't you worry
Cuz I'm staying here
Don't you worry
Cuz I'm not leaving..."

---
Długo nic nie pisałam, bo strasznie dużo spraw na głowie ostatnio było :D 
Mam nadzieję, że się spodoba :) 
Pozdrawiam :*

ladyangel_, Sheldon