Moja lista blogów


środa, 20 czerwca 2012

Chapter 2.



"I will save you, 
everytime you need a rescue."


Liama obudził dźwięk telefonu. Dookoła panowała ciemność, zerknął nieprzytomnym wzrokiem na zegarek. Zielone cyfry wskazywały 2.30. Westchnął, odgarnął brązowe włosy z czoła i odebrał piszczący dzwonek.
    - Liam, przepraszam, że budzę cię w nocy, ale strasznie się stresuję. – ton głosu Florence całkowicie go obudził – Chris ma wyłączony telefon, więc nie mogę z nim porozmawiać…
   - Flor, a czym się stresujesz? Powinnaś położyć się spać.
   - Nie mogę spać. Mogę do ciebie przyjść? – zapytała z nadzieją w głosie, Liam wiedział, że już nie ma odmowy.
     Kilka minut później rzuciła w okno drobnym kamieniem, jak to robiła w dzieciństwie. Otworzył białe okno, aby mogła wspiąć się po balkonie. Zawsze bał się, że spadnie i coś sobie zrobi, jednak to się nigdy nie zdarzyło. Z resztą to była niewielka odległość, więc co najwyżej złapałaby kilka siniaków.
    Wchodząc do pokoju uśmiechnęła się na widok idealnie pościelonego łóżka.
     - Co? Co się tak patrzysz? – zapytał Liam odwracając się.
     - Widzę, że wcale cię nie obudziłam. No chyba, że spałeś na podłodze. – roześmiała się i usiadła na fotelu. – Co jeśli… jeśli nie wytrzymam?
     - Pomogę ci. Wytrzymasz wszystko. Jesteś silna i twoje projekty zachwycają każdego. – usiadł na łóżku i przywołał ją skinieniem ręki. Wstała i zajęła miejsce, które jej wskazał.
    - Nie tak bardzo, jak twoje. Liam, ja w przeciwności do ciebie nie skończyłam żadnej szkoły… - powiedziała Flor i poczuła się niepewnie – To że teraz sobie chodzę na kurs nic nie znaczy…
    - Florence, ale ty wygadujesz głupoty, wiesz? Gdybyś nie była dobra, nie wybrałby ciebie. – skwitował. – Czego się bardziej boisz… że sobie nie poradzisz, czy może że nie będziemy umieli rywalizować? A może tego, że będziesz lepsza ode mnie?
     Odpowiedziała mu cisza. Florence dobrze znała odpowiedź. Nigdy nie rywalizowali ze sobą. Nie umieli, nawet nie próbowali. Zawsze się wspierali, pomagali sobie, jeśli któremuś coś nie wyszło, a teraz miało się to zmienić. Wielu ludzi twierdziło, że to Flor ma większy talent. Liam westchnął i położył się na plecach, burząc doskonale pościelone przed chwilą łóżko.
     - Może powinnam zrezygnować? – popatrzyła na niego, on pokiwał jedynie głową przecząco i uśmiechnął się. Odwzajemniła uśmiech i położyła się obok niego. – Pamiętasz, jak spaliśmy, jak byliśmy mali? Jak oglądaliśmy horrory, a potem i tak oboje musieliśmy spać z twoją babcią, bo się baliśmy…
          - Może chcesz to powtórzyć, hm? Dawno tego nie robiliśmy. – powiedział z wyrzutem, o tak, ostatnio zaniedbywali swoje obowiązki przyjaźni.
    - Z przyjemnością. Tylko uważaj, żeby Prim nie była zazdrosna. – Flor w głębi duszy czuła, że to ona jest zazdrosna. Liam kochał Prim. Ich więź zacieśniła się, kiedy Liam był w szpitalu, a Prim przychodziła prawie codziennie, aby mu pośpiewać. Od tamtego czasu są razem.
    - Nie bój się, nie mam zamiaru się do ciebie dobierać. – roześmiali się.
         Kilka chwil później Florence leżała już w swoim łóżku.
         Rankiem tuż po przebudzeniu głęboko westchnęła i przewróciła się na drugi bok, twarzą do okna. Zamknęła oczy napawając się słońcem, które przedzierało się przez jej okna, aby otulić jej ciało lekkimi promieniami… Usłyszała, że ktoś idzie po schodach prosto do jej pokoju. Postanowiła udawać, że śpi. Szybko zamknęła oczy. Drzwi delikatnie otworzyły się, a potem zamknęły. Pokój wypełniła woń perfum Chrisa. Podszedł do łóżka i postawił na nim tacę z przygotowanym śniadaniem. Naleśniki z serem, ulubiona potrawa Flor, sok pomarańczowy oraz słonecznik, jej ulubiony kwiat.
     Przykucnął obok niej i opuszkiem palca przejechał po jej nosie i policzku. Delikatnie pocałował ją najpierw w czoło, potem w usta. Flor otworzyła oczy i szeroko się uśmiechnęła.
     - Dzień dobry, moja słodka projektantko – przesunęła się, robiąc mu miejsce. Nie musiała go zapraszam, bo sam wpakował się pod jej kołdrę. – Jak tam nastrój? Miałaś jakieś sny?
     - Już się nawet nie stresuję. Sny? Nie, żadne. Dzwoniłam do ciebie w nocy…
     - Tak wiem, słońce, ale rozładował mi się telefon, przepraszam. – poczuł skruchę, niedawno nadszarpał jej zaufania, a teraz znowu pcha ją do jakiś podejrzeń. – Wierzysz mi, prawda?
    - A dlaczego miałabym nie? – zapytała zdziwiona, a on tylko uśmiechnął się. Uwielbiał ją za to, że w takich momentach zapomina o złych rzeczach – Mmm, ale pyszne. Jak mnie tak będziesz rozpieszczał, to niedługo się nie podniosę z tego łóżka, bo będę taka gruba.
    - Ty? Gruba? Lepiej zjedz to wszystko chudzielcu. – roześmiała się. Popatrzyła na niego z uwielbieniem. Kochała go.
   - Było pyszne, naprawdę. Mam nadzieję, że kuchnia jest w całości? – zapytała, a on uśmiechnął się.
   - Cała. Widzę, że nie wierzysz we mnie, co? Pięknie, panno Khan… - ostatnie słowa wypowiedział z pewnym wahaniem. Florence to zauważyła i popatrzyła na niego zagadkowo. Westchnął, wstał z łóżka, wziął ją za rękę i poprowadził przed okno. Stali naprzeciwko siebie. On w czarnych spodniach i niebieskiej koszuli, która idealnie podkreślała jego wysportowane ciało. Ona w swojej różowej piżamie wyglądała niezwykle uroczo, zwłaszcza z rozczochranymi włosami, które odstawały w każdą stronę. On taką ją uwielbiał, niewinną, naturalną.    
     Zmniejszył między nimi dystans przybliżając się do niej. Uśmiechnęła się. Promienie słońca przedzierały się przez nich, oświetlając słonecznik, który bezwiednie leżał na białej pościeli. Zaczerpnął powietrza. Starał się być poważny, jak nigdy dotąd.
     - Florence… Kocham cię, jesteś dla mnie najważniejsza. Wiesz, że zawsze cię uratuję i przyjdę z pomocą, kiedy tylko będziesz potrzebowała. Mogę być twoim bohaterem, kiedy stracisz nadzieję na lepsze dni. Pomogę ci się odnaleźć, kiedy zgubisz swoją drogę. Będę z tobą do końca twoich dni. Chcę żebyś wiedziała, że spełnię każde twoje marzenie. Odpowiedz mi jedynie na pytanie, czy spędzisz ze mną resztę swoich dni? Florence Khan, czy zostaniesz moją żoną? – na ostatnie słowa słońce jakoś jaśniej zabłysnęło na niebie. Flor nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Po jej policzkach potoczyły się łzy, kiedy wyciągnął piękny diamentowy pierścionek, który musiał kosztować majątek. Zauważyła, że po wewnętrznej stronie napisane było „Na zawsze. C.”
     - Tak, tak, tak! – wykrzyknęła i rzuciła mu się na szyję. Zupełnie zapomniała o Bartonie, o wszystkim, co ją otaczało. Liczyła się teraz tylko ona i Chris. Pragnęła delektować się tą chwilą wiecznie, jednak ich chwilę prywatności przerwali stojący w drzwiach Prim i Liam. Prim z szerokim uśmiechem i łzami wzruszenia, a Liam z lekkim zdezorientowaniem, które ukrył pod powierzchnią sztucznego uśmiechu.

"May not be able to fly but i'll take on adventures
May not move at the speed of light
But if you need me i'll be there..."


----
Dla ladyangel_, Sheldon 

6 komentarzy:

  1. Wow...
    komu się teraz nie marzy taki wieczór z przyjacielem i tak wspaniały poranek z chłopakiem...

    Za bardzo Kochana pobudzasz moją wyobraźnię...
    Czuję, że coś się wydarzy... Ale wiem, że Flor zasługuje na swoje 5 minut! Powodzenia, Florence ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się nie marzy... (przynajmniej jeśli chodzi o tę drugą cześć :P)
      Podoba mi się lekkość z jaką piszesz. Widać, że nie sprawia ci to żadnych problemów, jak również pomysł jest niebanalny. Niby nic takiego, a jednak :)


      P.S. Na >http://say-farewell.blogspot.com< pojawił się #2 rozdział. serdecznie zapraszam :3

      Usuń
  2. Dodaje do ulubionych jak z bicza strzelił XD
    http://z-pozoru.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodaje ponownie do ulubionych na nowo powstałym say-farewell.blogspot.com :)

      Zmieniam nick btw :3

      Usuń
    2. Oo, szalejesz :P dobrze, za chwilę zabieram się za czytanie :)

      Usuń
  3. mm, romantycznie<3 ładnie piszesz ;)
    w wolnej chwili zapraszam do mnie, na ust-to-see-your-smile.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń